26.6.13

„…Bermuda, Bahama, come on pretty Mama…”

Kolejnym zeszłomiesięcznym nabytkiem z TheBalm jest słynny bronzer Bahama Mama. Co do jego zakupu byłam absolutnie pewna. W zasadzie to polowałam na niego już dłuższy czas, ale nie mogłam go nigdzie dostać.
W końcu wpadł w moje ręce! I już go nie oddam:-)



Bronzer jak przystało na TheBalm ma piękne opakowanie w stylu lat 60-tych. Produkt ma 7,08 g i mieści się w kartoniku z lusterkiem, zamykany jest na magnes.



Po otwarciu można się lekko przerazić ciemnym kolorem, który jest dodatkowo bardzo dobrze napigmentowany. Jednak nie taki diabeł straszny! Bronzer ma pudrową konsystencję, która rozciera się bardzo łatwo.
Niewielka ilość wystarcza, by wykonturować delikatnie twarz. Bronzer jest całkowicie matowy i bardzo dobrze sprawdza się również przy „opalaniu” całej twarzy.


Odcień jak widać jest dość ciemny, ale bladolice takie jak ja też mogą go używać w niewielkich ilościach i sprawdzi się u nich tak samo dobrze jak u ciemniejszych dziewczyn. Warunkiem jest oczywiście oszczędne nakładanie i dobre roztarcie kosmetyku.


Ogromnym plusem jest kolor bronzera. To całkowicie matowy i bezdrobinkowy brąz. Do tego genialny jest jego chłodny odcień. Takiego produktu szukałam! Na szczęście mogłam się już pożegnać z pomarańczowymi i ceglastymi bronzerami.



Do aplikacji bronzera używam bublowego pędzla do różu z Ecotools i w tej roli radzi sobie całkiem dobrze, choć ciągle szukam ideału…

Bahama Mama rewelacyjnie utrzymuje się na policzkach i schodzi dopiero przy demakijażu.

Ogromnie polubiłam ten bronzer. Stał się on moim zdecydowanym faworytem i ulubieńcem. Pewnie szybko go nie zużyję, ale kiedy to się stanie kupię go ponownie.


Dajcie znać jakie są Wasze ulubione bronzery!



Copyright © 2016 Nasze Poddasze , Blogger