30.12.14

Grudniowe mini zakupy i gwiazdkowe prezenty!

Grudniowe mini zakupy i gwiazdkowe prezenty!
W grudniu kosmetyczne zakupy były raczej skromne, co w moim przypadku zasługuje na ogromną pochwałę, ale za to moja toaletka wzbogaciła się o prawdziwe skarby w związku z upominkami gwiazdkowymi, które z resztą mogłam sobie sama wybrać.

Tak więc moje zakupy to: jabłuszkowy balsam z The Body Shop, żel pod prysznic i mleczko do włosów bez spłukiwania marki Balea. Na zdjęciu powinien się także znaleźć lakier OPI w kolorze Big Apple Red, ale zapomniałam o nim ;-)



Prezenty świąteczne to prawdziwe perełki, z których ogromnie się cieszę! Oto co mi przybyło:

- kryminały do poczytania na długie zimowe wieczory
- zegarek Lorus
- róż Dior Rosy Glow 001 Petal
- rozświetlające trio Shiseido PK1 Lychee
- pomadka Chanel Rouge Coco Shine 85 Secret
- błyszczyk Nars Turkisch Delight


A co Wam nowego przybyło w grudniu?

26.12.14

Podkład wodoodporny // Make-up Atelier Paris

Podkład wodoodporny // Make-up Atelier Paris
Przez prawie 2 lata używałam na co dzień azjatyckich kremów bb, które na tyle podbiły moje serce, że zupełnie odeszłam od typowych podkładów. Niedawno stwierdziłam jednak, że przydałby mi się pod ręką produkt na tzw. wielkie wyjścia.
Kremy bb świetnie radzą sobie u mnie na co dzień, wystarczająco kryją i wyglądają przy tym naturalnie. Jednak ich mankamentem na mojej cerze jest trwałość. Kilka godzin w pracy wytrzymują bez problemu, ale lubią się ścierać i znikać w ciągu dnia.
Dlatego też na wyjątkowe okazje, kiedy nie chcę się martwić o stan mojego makijażu postanowiłam zaopatrzyć się w podkład. Padło na profesjonalną markę Make-Up Atelier Paris i ich zachwalany ostatnio podkład wodoodporny.


Wybrałam oczywiście bardzo jasny odcień o oznaczeniu FLW1NB, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Przyznam, że to był doskonały wybór, bo odcień jest mega jasny i idealnie do mnie pasuje. Podobno to odrobinę jaśniejszy odpowiednik kolorystyczny Buff od Revlon Colorstay.
Buteleczka prezentuje się dość elegancko, ale jest plastikowa i nieco tandetna (podejrzewam, że chodzi o to by w kufrze wizażysty była jak najlżejsza), pompka działa bardzo sprawnie, nie zacina się, plusem jest również to, że dokładnie widzimy ile podkładu nam zostało.

Konsystencja jest bardzo płynna i lekka, przez co bezproblemowo rozprowadza się na skórze, nie pozostawia zacieków i daje jakby matowo-satynowe wykończenie. Pomimo swojej lekkości podkład bardzo dobrze kryje, ale nie robi efektu maski. Jest bardzo wydajny i już niewielka ilość wystarczy do pokrycia całej twarzy.


Pierwsze użycie okazało się porażką, bo podkład mi się zwarzył…  Potem też nie było lepiej, bo podkład, który wiele osób zachwala u mnie ściera się w tempie błyskawicznym i na twarzy wygląda gorzej niż źle.
Największym plusem tego podkładu jest bardzo jasny kolor, dlatego też zużyję go do rozjaśniania moich ulubionych kremów bb, które obecnie są już dla nie zbyt ciemne. Idealnego podkładu szukam dalej i zdradzę wam, że chyba jestem już blisko.

- dostępność: drogerie internetowe

- cena: ok. 110 zł



24.12.14

Święta bez choinki...

Święta bez choinki...
Postanowiłam już jakiś czas temu, że oprócz postów typowo kosmetycznych będę co jakiś czas zamieszczać teksty zupełnie inne, tzw. „lifestylowe”.
Właśnie w dzisiejszym dniu nadarza się okazja na pierwszy taki post…

Wigilia, Boże Narodzenie- dni niby radosne i wesołe, ale w tym roku jakoś tak niezupełnie…



Jestem osobą zabieganą i zapracowaną. Oprócz pracy na pełny etat muszę ostatnio w weekendy ogarniać też uczelnię, no i od prawie już 5 lat mam na głowie własny „dom”. Święta są więc dla mnie czasem bardzo wyczekiwanym i szczególnym. Zawsze z radością odliczam dni, przystrajam mieszkanie i cieszę się jak dziecko na chwilę odpoczynku i możliwość snu trochę dłużej niż do godz. 5.10.

A jednak tym razem jest zupełnie inaczej… W tym roku nie czuję atmosfery, nie czekam na Święta. Jedyne ozdoby u mnie to kilka słynnych biedronkowych poduszek, na więcej nie mam ochoty ani siły. W tym roku nie ma nawet choinki…

Tak naprawdę od połowy października ja i cała moja rodzina żyjemy w zawieszeniu i niepewności, w ciągłych rozjazdach między domem a szpitalem oddalonym o 100 km. Ciężko pogodzić się z diagnozą, która może okazać się wyrokiem. Nikt nie chce się osobiście zetknąć ze słowami choroba, operacja, rak, przeszczep, przerzuty itd… My żyjemy tymi właśnie słowami od ponad 2 m-cy i wcale nie jest łatwiej niż na początku.

Jak więc cieszyć się na te piękne Święta? Jak wprowadzać radosną atmosferę?

Często jest tak, że powierzchownie obchodzimy Święta, skupiamy się na ozdobach, prezentach (sama tak właśnie robiłam) i nie zdajemy sobie sprawy z tego co najistotniejsze… Po co mi piękna choinka, tuzin dekoracji, świąteczne melodie i prezenty, skoro może to ostatnia Wigilia w pełnym gronie…

Ogromnie zazdroszczę wszystkim, którzy radośnie obchodzą ten czas, tak normalnie i najzwyklej w świecie. Mam jeszcze nadzieję, że moje Święta też kiedyś takie będą…


Zdrowych i spokojnych Świąt Moi Kochani!!!


20.12.14

Yves Saint Laurent // Vernis A Levres Glossy Stain

Yves Saint Laurent // Vernis A Levres Glossy Stain
Lakier do ust Yves Saint Laurent był na mojej liście już od dawna. W kwietniu nadarzyła się okazja, by kupić go znacznie taniej, więc nie wahałam się zamówić choć jednego odcienia.
Był to zakup internetowy i niestety sprzedawca wysłał mi inny kolor niż zamawiany, ale stwierdziłam, że zostawię go, bo świetnie się nada do jesienno-zimowych stylizacji. Początkowo miała to być soczysta, fioletowa fuksja w kolorze nr 16, a ostatecznie przez pomyłkę dostałam karmelowy lakier nr 6.


Vernis A Levres Glossy Stain to długotrwałe lakiery do ust, które są połączeniem pomadki i błyszczyka. Pigmentacja jest świetna, wybór kolorów ogromny, więc pewnie każdy znalazłby coś dla siebie.


Opakowanie typowe dla YSL cieszy moje oko na toaletce, „serduszkowy” aplikator znakomicie rozprowadza kosmetyk na ustach i nabiera odpowiednią jego ilość.
Kolor to karmelowa czerwień, z leciutką nutką brązu i pomarańczy. Na jasnych ustach odcień bardziej wpada w pomarańcz, a na moich ciemnych wygląda czerwonawo.
Przyznaję bez bicia, że na lato taki ciepły kolor zupełnie mi nie odpowiadał i cudeńko leżało praktycznie nieużywane. Teraz jednak sięgam po niego bardzo często, bo uznałam, że kolor pięknie komponuje się z brązowo-miedzianym makijażem oczu i idealnie pasuje do mojej zielonej tęczówki.


Vernis A Levres ma delikatną konsystencję, która jednak na ustach ma mocno trwałą i klejącą formułę, dlatego utrzymuje się bardzo długo i nawet picie jej nie straszne. Po jej całkowitym „zjedzeniu” usta i tak pozostają odrobinę zabarwione. Nie wiem jednak czy to domena wyłącznie mojego odcienia, czy wszystkie lakiery z tej serii barwią usta.
Ogromnym plusem jest to, że kolor nie zbiera się w załamaniach, nie zostaje na zębach, a usta są gładkie i nawilżone. Zapach nie do końca mi odpowiada, ale na szczęście szybko się ulatnia.
Może kiedyś jeszcze skuszę się na bardziej szalony kolor takiego lakieru do ust…

- cena: 135 zł
- dostępność: m.in. Sephora, Douglas




16.12.14

Sylveco Rumiankowy żel do twarzy

Sylveco Rumiankowy żel do twarzy
Marka Sylveco już jakiś czas temu szturmem podbiła serca blogerek. Ja miałam kilka ich kosmetyków na oku, ale jakoś zawsze było mi nie po drodze z ich zakupem. Kiedy nadarzyła się okazja w Zielonej Mydlarni nie mogłam wyjść z pustymi rękami. Na początek skusiłam się na słynny rumiankowy żel do mycia twarzy.
Jak wiecie przez całe lata używałam żelu Normaderm Vichy, ale jakiś rok temu postanowiłam przerzucić się na łagodniejsze czyściki.



Żel Sylveco ma łagodny, naturalny skład, więc postanowiłam spróbować. Butelka jest mała, przez co praktyczna i poręczna, pompka działa bez zarzutu.
Żel ma dość rzadką konsystencję, żółtawe zabarwienie i jak dla mnie nieprzyjemny zapach, który wcale nie przypomina mi rumianku.


Podczas mycia twarzy kosmetyk prawie wcale się nie pieni, ale dość dobrze radzi sobie z oczyszczaniem skóry. Żel nie spowodował u mnie podrażnienia ani innych nieprzyjemności, ale niestety mam po jego użyciu uczucie ściągnięcia i suchości skóry. Dlatego cieszę się, że opakowanie nie jest duże i trochę niewydajne. Po zużyciu całej butelki pewnie do tej wersji nie wrócę. Stwierdzam, że moim ulubieńcem pozostaje nadal rewelacyjny żel marki Fitomed (KLIK).


14.12.14

Urban Decay- Naked 2,3 a może Basics?

Urban Decay- Naked 2,3 a może Basics?
W związku z tym, że całkiem niedawno w ofercie Sephory pojawiła się marka Urban Decay postanowiłam naskrobać o moim odczuciu do słynnych palet cieni Naked, które już jakiś czas użytkuję.


- Naked 2 to najstarsza z moich palet. Mam ją od lipca 2013 r. i kupiłam ją w Sephorze w rewelacyjnej cenie 99 zł. Przeważa w niej kolorystyka brązów, beży i miedzi, które są uniwersalne i sprawdzą się doskonale zarówno w dziennym, jak i wieczorowym makijażu.

- Naked 3 posiadam od lutego i skusiłam się na nią, bo uwielbiam na powiekach różowawe odcienie, w których wyglądam dość promiennie i świeżo. Tutaj takich kolorów nie brakuje, choć mimo wszystko paleta pozostaje w dość bezpiecznej tonacji "nude".

- Naked Basics 2 to mój listopadowy nabytek. Skusiłam się na nią, bo brakowało mi matowych cieni w poprzednich paletach i to przesądziło o jej zakupie.



Szczerze przyznam, że jestem zadowolona ze wszystkich tych palet. Cienie UD to jedne z moich ulubionych. Pracuje mi się z nimi bardzo przyjemnie, nie mam problemów z ich jakością i trwałością. Ostatnio spotykam się ze sporym hejtem dotyczącym palet Naked i absolutnie się z tym nie zgadzam. U mnie cienie Urban Decay sprawują się bez zarzutu, mają dobrą pigmentację i wytrzymują na bazie przez cały dzień.
Obecnie moim codziennym ulubieńcem jest najnowsza paletka Basics i to po nią sięgam z samego rana, natomiast gdybym miała pozbyć się wszystkich moich cieni i zostawić tylko jedną paletę to bez wahania sięgnęłabym po Naked 3.
Jestem ciekawa Waszej opinii na temat cieni tej marki. Na którą paletkę stawiacie?


12.12.14

Denko październik-listopad!

Denko październik-listopad!
W końcu nadszedł czas, gdy wzięłam się za wyrzucanie śmieci, więc nie przedłużając prezentuję co udało mi się zużyć w październiku i listopadzie.

  • Pielęgnacja ciała i włosów

- Szampon i odżywka Pilomax sprawdziły się u mnie całkiem nieźle i być może kiedyś do nich wrócę, choć na razie zapasy nie pozwalają. Więcej pisałam o nich TU

- Żel pod prysznic YR o zapachu bawełny
byłam z niego bardzo zadowolona, miał kremową konsystencję, nie wysuszał i pięknie pachniał. Pewnie kupię go ponownie

- Płyn do kąpieli On Line
uwielbiam kąpiele, a ten płyn bardzo mi je umilał przez swój piękny, otulający zapach i niezłą pianę

- Tołpa, Orzeźwiający peeling-maska
to był kosmetyk, który początkowo nie przypadł mi do gustu, ale w miarę upływu czasu przekonałam się do jego średnich właściwości zdzierających i niezbyt przyjemnego jak dla mnie zapachu

- Peeling Eveline Argan
To był strzał w dziesiątkę! Pisałam o nim w TYM poście i wielce żałuję, że się skończył, bo to kosmetyk, który nieźle zdzierał, nie wysuszał i fantastycznie pachniał

- Żel pod prysznic Le petit Marseillais średnio mnie zadowolił… Konsystencja była niby kremowa, ale formuła dość rzadka, więc z wydajnością było u mnie słabo, poza tym zapach totalnie nie mój…

- Savon Noir, Czarne mydło z olejkiem arganowym
Uwielbiam czarne mydełka i obecnie jedno z nich stosuję do twarzy, a to zdenkowane używałam do mycia ciała razem z rękawicą kessa. Efekt był rewelacyjny! Więcej TU

- Rewitalizujący roll-on pod oczy Elixir 7.9
Fajnie rozświetlał i miał praktyczny gadżet w postaci kuleczek masujących, pewnie kiedyś się na niego jeszcze skuszę, albo zapoluję na gratis ;-) Recenzja TU

- Odżywka do rzęs New Vita Lash
Zaczęłam używać tej odżywki w marcu i wystarczyła mi na całe pół roku. Oczywiście pod koniec intensywność jej użytkowania zmalała, ale nie narzekałam na rzęsy i byłam z nich zadowolona, choć spektakularnego efektu WOW nie zauważyłam aż do końca stosowania…

- Serum Idealist od Ester Lauder
Miałam tylko miniaturę i mimo to, nie zużyłam jej do końca, bo się mocno zawiodłam i nie chciałam mieć z tym serum niczego wspólnego. Jak dla mnie to zwykła baza z milionem silikonów, która może i matuje cerę, dłużej utrzymuje makijaż, ale przy okazji pięknie też zapycha. Taki efekt mam stosując drogeryjną bazę za kilkanaście złotych…

  • Kolorówka
Tutaj pojawi się sporo kosmetyków, a to dlatego, że zrobiłam w końcu porządki w szufladach i postanowiłam pozbyć się staroci.


- Podkład Bell Long Lasting Super Cover
Bardzo go lubiłam! Pamiętam, że kupowałam go w Biedrze za kilka złotych. Podkład miał idealny dla mnie odcień, świetnie krył, nie zapychał i był trwały. Poszedł w odstawkę, bo swego czasu przestawiłam się całkowicie na koreańskie kremy bb.

- Podkład Lirene Under 20 Anti Acne
Nie wspominam go dobrze. Słabo krył, był trochę za ciemny i ścierał się z szybkością światła, ale przynajmniej fajnie cytrusowo pachniał ;-)

- Catrice podkład Photo Finish
To był całkiem przyzwoity podkład niskopółkowy, który dobrze krył i długo się u mnie utrzymywał. Więcej szczegółów niestety nie pamiętam…

- Podkład Revlon Colorstay
Taa, to był mój podkładowy nr 1 przez jakieś 3 lata i nawet nie pamiętam ile buteleczek zużyłam. Byłam nim zachwycona pod każdym względem do czasu aż zaczęło mnie po nim wysypywać. To, czego doświadczyłam po jego długotrwałym używaniu przerosło moje wyobrażenia. Pamiętam, że leczenie skóry trwało ponad pół roku… Więcej do niego nie wrócę nigdy!

- Tusz do rzęs May to Be
Nie używałam go zbyt długo i w opakowaniu jeszcze jest sporo kosmetyku, ale byłam zmuszona go wyrzucić, bo w trakcie jego używania mąż zaraził mnie wirusowym zapaleniem spojówek, więc zainfekowany tusz ląduje w koszu. Przyznam, że sam kosmetyk był ok. i dawał naturalny efekt. Więcej TU

- Inglot pomadka
Nie pamiętam nawet kiedy kupiłam tego starocia… Pomadka jest praktycznie nieużywana, bo jej trupi kolor to była ogromna pomyłka…

- Kremowy cień Essence Stay All Day
Miał fajny kolor i generalnie był spoko, ale obecnie jest twardy jak skała, więc musi opuścić moją toaletkę

- Pomadka Miss Sporty
Miałam kultowy odcień Striptease.  To były stare, dobre czasy kiedy powstawał polski You Tube i tą pomadkę musiała mieć każda dziewczyna. Hmm, a może jednak mimo tego, że leży u mnie już dobre 5 lat zostawię ją z czystego sentymentu…


No i na koniec garść lakierowych glutków, które mówią Wam i mnie: pa pa!




9.12.14

Mikrokompres na naczynka Dermika Lily-Skin

Mikrokompres na naczynka Dermika Lily-Skin
Oprócz wątpliwej przyjemności posiadania cery mieszanej mogę też stwierdzić, że moja cera należy do naczyniowych. Już od kilkunastu ładnych lat pamiętam, że wystarczyło odrobinę emocji, ciepła potrawa czy alkohol i piekny rumień na policzkach był gwarantowany. Kiedy oprócz różowego koloru zaczęłam przybierać też sinoczerwoną barwę postanowiłam w końcu udać się do dermatologa, ale trafiłam na kiepski egzemplarz i usłyszałam, że to dojrzewanie, taka moja „uroda” i to z czasem minie. Byłam młoda i głupia, więc uwierzyłam.
Studiując potem kosmetologię zagłębiłam się w temat i teraz mogę przyznać, że mam ten defekt pod kontrolą, rumień pojawia się stosunkowo rzadko, czemu pomogły też zabiegi IPL.
Tak czy siak oprócz oczyszczania skóry, regularnego jej nawilżania dbam też o moje naczynka i dostarczam im substancji aktywnych, dzięki którym mogę się cieszyć wyciszoną skórą. Właśnie kończę świetne serum, o którym dzisiaj napiszę co nieco.


Dermika Mikrokompres na naczynka to świetny specyfik, który podczas obecnego chłodu, wiatru i zmieniającej się temperatury pomaga mi całkowicie redukować rumień. Serum ma płynną, bezzapachową formułę i nadaje się do każdego typu cery.
Więcej możecie poczytać o nim TU



Stosuję go zarówno na dzień jak i na noc przed nałożeniem kremu. Skóra pięknie wchłania specyfik, nie pozostaje tłusta czy lepka, bez problemu można zaraz po wchłonięciu aplikować krem. Nie zauważyłam większego przetłuszczania się cery ani zapychania.


Śmiało mogę stwierdzić, że przy systematycznym użytkowaniu kosmetyk radzi sobie z ukojeniem skóry i łagodzeniem nadreaktywnych naczynek. Moja twarz cały czas pozostaje pięknie blada ;-))

- cena: 51,80 zł



6.12.14

Zakupy listopadowe!

Zakupy listopadowe!
Uff, w końcu udało mi się znaleźć odrobinę czasu pomiędzy pracą, kursowaniem do szpitala a studiami, więc spieszę z nowym postem! Dzisiaj szybciutko pokazuję Wam zbiorczo moje listopadowe nowości. Nie jest ich wiele, ale coś tam kupiłam, więc nie przedłużając zapraszam Was dalej.


  • na początek malutki zakup w stacjonarnym sklepie YR, gdzie kupiłam dwufazowy płyn do demakijażu oczu, a w gratisie dostałam uroczą puszkę na herbatę

  • w Rossmannie nie zaszalałam i słynna promocja ominęłaby mnie całkowicie, gdyby nie to, że skusiłam się na 2 lakiery Rimmel w kolorze Punk Rock i Urban Purple

  • będąc przelotem w Hebe zgarnęłam szybko krem do rąk Tołpy i pastę wybielającą Blanx

  • Sephora w listopadzie znowu kusiła promocjami w ramach dni VIP, więc skusiłam się na świąteczny zestaw Dior z pełnowymiarową maskarą Iconic Overcurl i miniaturową paletką cieni oraz duet Dior Star (zarówno podkład jak i korektor już zawładnęły moim sercem), a online kliknęłam Naked Basics 2 i maseczki Glamglow w bardzo atrakcyjnej cenie




I to na tyle! Zaszalałam trochę w Sephorze, ale jestem ze wszystkiego bardzo zadowolona i po Świętach planuję znowu odwiedzić tą "jaskinię zła" ;-))


3.12.14

Tani i dobry! Fitomed Płyn oczarowy

Tani i dobry! Fitomed Płyn oczarowy
Ten płyn kusił mnie od dawna, bo przyznam, że jego pochlebne recenzje zrobiły na mnie ogromne wrażenie.
Od jakiś 2 lat nie używam toników do twarzy, w tym celu rewelacyjnie spisują się u mnie wody termalne, ale dlaczego nie spróbować czegoś nowego? I tak właśnie włączyłam w moją pielęgnację płyn oczarowy z kwiatem pomarańczy. Ma on za zadanie odświeżać skórę, tonizować i działać normalizująco na skórę tłustą, poza tym ekstrakt z oczaru świetnie radzi sobie z zaczerwienieniem skóry.


Kosmetyk sprawdza się u mnie genialnie! Atomizer działa bez zarzutu i daje delikatną mgiełkę. Skóra jest ukojona, odświeżona, pory zminimalizowane. Nie ma absolutnie uczucia ściągnięcia czy wysuszenia. Moja naczyniowa cera jest także wdzięczna ekstraktowi z oczaru, który obkurcza naczynia włosowate, dzięki czemu policzki nie są zaognione. Mam nadzieję, że to zadziała także długofalowo.
Płyn sprawdza się również do rozrabiania maseczek, czy do zwilżania ich na twarzy.
Jedyne do czego mogłabym się przyczepić to zapach- jakby ziołowo-ziemisty, ale i do niego można się przyzwyczaić. Polecam!

- cena: 13 zł

- dostępność: TU


28.11.14

Kolejny Chanelkowy ulubieniec- Ebloui

Kolejny Chanelkowy ulubieniec- Ebloui
Miłość do kremowych cieni Chanel rośnie u mnie coraz bardziej, a dzisiaj chcę wam przedstawić mojego ulubionego „Chanelka” na jesień.
To cień Illusion d`Ombre  nr 86  Ebloui (oczywiście ja musiałam od razu po zakupie wsadzić w niego paluch i go wypróbować, także wybaczcie, że na zdjęciach nie prezentuje się najlepiej).  


Kolor to ciepły brąz, z rdzawo-czerwonymi nutami i opalizującymi drobinami. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że świetnie pasuje do zielonej tęczówki i podbija jej kolor (niebieskookim też pewnie kolor przypadłby do gustu). Cera jednak musi być nieskazitelna, a jej koloryt wyrównany, bo trzeba pamiętać, że takie kolory cieni mogą powodować, że twarz wygląda na zmęczoną lub chorą nie daj Boże ;-)



Ja się z moim Ebloui bardzo polubiłam i obecnie używam go często do dziennych makijaży, choć jak widać na załączonym obrazku bez problemu można nim wykonać praktycznie cały wieczorowy makijaż oka (a może dla bardziej odważnych to też dzienniak?).
Cień bardzo łatwo nakłada się palcem i tak jest dla mnie najwygodniej, z rozcieraniem też nie ma problemu. W ciągu dnia nic nie migruje, nie roluje się ani nie blednie. Jedyną wadą tych cieni jest ich cena.
Tak czy siak kremowe cienie ostatnio podbijają moje serce i pewnie moja skromna kolekcja niedługo się powiększy.



- cena: ok. 145 zł

- dostępność: m.in. Sephora, Douglas


25.11.14

Wella SP Smoothen Mask

Wella SP Smoothen Mask
Moje włosy denerwują mnie od lat… Nie farbuję ich, nie prostuję, nie kręcę, dbam o nie regularnie a one odwdzięczają mi się puszeniem i wstrętnym przesuszeniem. Nie wiem za co spotkała mnie kara w postaci wysokoporowatych włosów… 
Tak czy siak chwytam się różnych możliwości i stosuję pielęgnację zarówno naturalną, jak i tą bardziej „sztuczną”. Zależy mi głównie na zniwelowaniu puszenia i wygładzeniu włosów. Ostatnio do testów od Bodyland.pl trafiła mi się maska wygładzająca Wella SP Smoothen i o niej dzisiaj skrobnę co nieco.


Maska znajduje się w wygodnym, plastikowym opakowaniu, ma 200 ml pojemności i bardzo przyjemny, fryzjerski zapach.
Konsystencja jest gęsta i zbita, taka trochę „budyniowa”.
Więcej o masce przeczytacie TU


Kosmetyk zdał u mnie egzamin i mogę go wam polecić. Wystarczy zostawić go na włosach po umyciu tylko na kilka minut, a po zmyciu włosy są gładkie, miękkie i błyszczące. Oczywiście efektu włosów niskoporowatych nie uzyskam nigdy, ale rezultat po masce Wella bardzo mnie zadowala.

- cena: ok. 55 zł

- dostępność: drogerie stacjonarne i internetowe, m.in. Bodyland.pl


21.11.14

Eyeliner Pierre Rene Hi-Tech

Eyeliner Pierre Rene Hi-Tech
Eyelinery to nie moja bajka. Miałam do różnych niejedno podejście, ale mam zbyt trudną powiekę (wiotką i pomarszczoną, a do tego mocno opadającą), by kreska prezentowała się na niej ładnie. Dość porządny efekt jest do uzyskania, ale to zajmuje mi mnóstwo czasu, którego wstając skoro świt nie mam zbyt wiele.
Już dosyć dawno w moje ręce wpadł cudak od Pierre Rene, czyli tzw. Stylowy Eyeliner HI-TECH. Sporo osób pokazywało już ten wykrzywiony, nieco futurystyczny eyeliner.
Rysik jest dość cienki, ale do najcieńszych też nie należy, pigmentacja niezła, ale tylko po mocnym naciśnięciu pisaka.




Na pięknej, gładkiej powiece można nim wyczarować idealne kreski- cienkie i grube. U mnie to wyższa szkoła jazdy, więc kiedy mam kilka minut więcej to sięgam po ten liner i rysuję nim tylko cienką kreskę nad linią rzęs w zewnętrznym kąciku („jaskółka” oczywiście nie wchodzi w grę) i wtedy dość dobrze to wygląda.


Kreska jest bardzo trwała i wytrzymuje cały dzień, nie odbija się w załamaniu i nie blaknie.
Gdybym lubiła się z eyelinerami to pewnie sięgnęłabym po kolejne opakowanie tego kosmicznego pisaka, ale moja miłość do kredek nie osłabła ani trochę i to one są moimi ulubieńcami.


- dostępność: drogerie osiedlowe, Drogerie Natura (nie wszystkie), sklep internetowy Pierre Rene

- cena: 18,99 zł


18.11.14

Serum zwężające pory Sebo Vegetal

Serum zwężające pory Sebo Vegetal
Dzisiaj zaległa recenzja kosmetyku, który podbił latem moje serce. Niestety zapomniałam w porę wrzucić tą notkę, ale może skorzystacie na przyszłość.
Moja skóra latem lubi się przetłuszczać, dlatego podczas jednej z kuszących promocji na stronie YR postanowiłam zaopatrzyć się w serum zwężające pory z linii Sebo Vegetal.
Opis producenta możecie przeczytać TU 


Serum znajduje się w szklanej buteleczce po pojemności 30 ml, pompka działa bez zarzutu i wydobywa niewielką ilość kosmetyku, który ma lekką, żelową konsystencję i delikatny, świeży zapach.


Producent zaleca stosowanie 2 razy w tygodniu, ale ja postanowiłam pojechać po całości i używałam go codziennie rano przed nałożeniem kremu i zrobieniem makijażu. Po rozsmarowaniu serum wchłania się błyskawicznie do zupełnego matu, pozostawiając skórę bardzo gładką i napiętą. Makijaż utrzymuje się bez zarzutów, serum utrzymuje moją skórę w ryzach na długi czas i faktycznie nie muszę już matowić cery w ciągu dnia. Jeśli chodzi o efekt zwężania porów i ich oczyszczania to większych rezultatów nie zauważyłam, ale śmiało mogę stwierdzić, że serum absolutnie mnie nie zapchało.

Zdenkowałam już jakiś czas temu to serum, ale myślę, że zaopatrzę się w niego przed kolejnym latem, bo jestem absolutnie usatysfakcjonowana jego działaniem matującym, które miałam okazję dokładnie poznać w czasie letnich upałów.

- cena: 72 zł (często jest sporo tańszy w promocji)

- dostępność: sklepy stacjonarne i online YR


15.11.14

Puder ryżowy Paese

Puder ryżowy Paese
Od kilku lat moim ulubieńcem w dziedzinie pudrów jest puder bambusowy z Biochemii Urody. Zużyłam już kilka opakowań i systematycznie do niego wracam.
Kilka miesięcy temu jednak postanowiłam wypróbować czegoś nowego i padło na puder ryżowy marki Paese.
Opakowanie jest klasyczne, jak na sypki produkt, ale sitko ma zbyt wielkie dziurki, przez które wydobywa się stanowczo za dużo pudru (niedawno marka zmieniła design tego pudru i teraz podobno jest już lepiej).
Puder ma biały kolor, ale jest transparentny i dopasowuje się do odcienia naszej skóry.


Pudry schodzą u mnie hurtowo, bo tłusta cera i wiecznie świecący się nos to moja zmora. Przyznaję otwarcie, że ryżowy puder radzi sobie na tyle świetnie, że nie muszę robić żadnych poprawek w ciągu dnia.
Zmatowienie cery jest znaczne, co zupełnie nie spodoba się posiadaczkom suchych skór. Tłuścioszki powinny być niego zadowolone, a innych może niestety przesuszyć.

Dla mnie to fantastyczny kosmetyk na lato, który obecnie jednak poszedł w odstawkę, bo wolę coś lżejszego, ale fankom matu serdecznie polecam!

- dostępność: wyspy Paese, drogerie internetowe np. Ladymakeup.pl


- cena: ok. 26- 40 zł

11.11.14

May to Be- recenzja tuszu i paletki

May to Be- recenzja tuszu i paletki
Na blogerskim spotkaniu w Katowicach wpadły mi w ręce kosmetyki kompletnie nieznanej mi marki May to Be. Przyznaję szczerze, że dość ostrożnie do nich podeszłam. Wśród kilku kosmetyków postanowiłam wypróbować tylko dwa, reszta pewnie powędruje w świat.

Tusz to jeden z kosmetyków, które bardzo lubię testować, dlatego May to Be poszedł w obroty. Opakowanie jest zwyczajne, standardowe i nie urzekło mnie jakoś specjalnie. Szczoteczka do złudzenia przypomina mi tą w testowanym przeze mnie dawno temu tuszu Sensique- jest mała, wąska i ma tradycyjne włosie.



Moje rzęsy nie są jakoś specjalnie wymagające, brakuje im jedynie długości. Tusz May to be sprawdził się na nich dość średnio i nie spowodował efektu „wow”, ale na dzień efekt nawet mi się podoba. Naturalne, niesklejone rzęsy- tego potrzebuję malując się do pracy. Na większe wyjście pewnie wybrałabym inny tusz, bo tą maskarą dramatycznego efektu nie uzyskacie. Ważnym plusem dla mnie jest też to, że tusz wytrzymuje u mnie na rzęsach od 5.30 rano do samego wieczora, nie kruszy się, nie osypuje i nie odbija w ciągu dnia.


Wśród kosmetyków marki May to Be znalazło się u mnie też trio cieni, którego kolory w opakowaniu bardzo mi się spodobały, dlatego postanowiłam ich spróbować.
Niestety po otwarciu bardzo się rozczarowałam, bo cienie mają słabą pigmentację, a podczas rozcierania praktycznie nic z nich nie zostaje, dlatego też nie wrzucam zdjęcia z makijażem, po prostu niczego na nim nie widać. Nie wiem czy wszystkie cienie tej marki mają taką jakość, całkiem możliwe, że trafiła mi się taka lipna paletka. Być może spiszą się u dziewczyn, które zaczynają przygodę z makijażem, ale ja już przyzwyczaiłam się do jakości Inglota, Maca czy Urban Decay i moim zdaniem te cienie są po prostu słabe, choć pewnie cenowo wypadają o wiele korzystniej.





- dostępność i cena: niestety nie znalazłam nigdzie informacji na ten temat


7.11.14

Loreal Lumi Magique

Loreal Lumi Magique
Taaak, a u mnie ciąg dalszy poszukiwań idealnego korektora pod oczy… Jak wiecie ostatnio na tapecie były korektory z Yves Rocher i Eveline, których nie polubiłam i nie wrócę do nich na pewno.
Po tamtych przygodach przyszła pora na osławiony już Lumi Magique z Loreal, którego od dawna chciałam spróbować. Cena jak za drogeryjny korektor sporawa, ale już samo opakowanie mnie zachęciło do zakupu.


Jak wiecie nie narzekam na cienie pod oczami, bo mam jedynie odrobinę ciemniejsze obwódki, które tak generalnie spokojnie ukryłabym pod kremem bb, ale szukam czegoś co rozjaśni moje spojrzenie, odmłodzi je i rozpromieni obszar pod oczami. Moją największą zmorą jest przesuszanie skóry pod oczami, które korektorom wszelkiej maści wychodzi koncertowo, czy je przypudruję, czy nie to i tak suchość pod oczami gwarantowana. Do tego zmarszczki mimiczne mocno dają mi się we znaki, co każdy korektor uwielbia u mnie podkreślać.


Lumi Magique okazał się najlepszym jak dotąd korektorem, który generalnie słabo kryje i pewnie przez to niewiele osób go lubi, ale za to nie przesusza skóry pod oczami i najmniej zbiera się w zmarszczkach!
Jasny, różowawy kolor w zupełności wystarcza mi na zakrycie leciutkich cieni, a rozjaśnienie i rozświetlenie jakie daje korektor jest dla mnie wystarczające, choć też nie rewelacyjne. Co do przemieszczania korektora napiszę tylko, że oczywiście wchodzi mi w załamania. Pod poprzednimi postami o korektorach wiele z was radziło mi przypudrowanie- kochani, ja zawsze gruntuję korektor delikatnymi pudrami i nie omijam tego punktu ;-)
Zbieranie w zmarszczkach niewielkie, ale odnotowane, więc poszukuję nadal, choć pewnie jeszcze będę wracać do Lumi Magique.


- cena: ok. 47 zł

- dostępność: Rossmann, Natura, Hebe, drogerie internetowe


4.11.14

Zakupy październikowe + WYNIK ROZDANIA!

Zakupy październikowe + WYNIK ROZDANIA!
Październik minął mi w mgnieniu oka, niestety przyniósł praktycznie same problemy i w sumie cieszę się, że już się skończył... Mam szczerą nadzieję, że listopad okaże się dla mnie łaskawszy. Od połowy miesiąca nawet nie pomyślałam o zakupach kosmetycznych, ale w pierwszym tygodniu odwiedziłam kilka sklepów i poczyniłam małe zakupy :)


  • wizyta w Organique zaowocowała paroma nowościami. Skusiłam się na pomarańczową piankę myjącą, maskę do włosów Anti Age, balsam do ciała z masłem shea, a w gratisie dostałam kulę do kąpieli

  • oczywiście nie mogło zabraknąć też wizyty w MAC! Kupiłam puder Studio Sculpt, róż mineralny Warm Soul, pomadkę Peach Blossom i Pretty Please

  • w The Body Shop skusiłam się na duet- balsam do demakijażu i szmatkę muślinową


  • wstąpiłam też do L`occitane i wzięłam Puszysty krem do rąk, a w aptece kupiłam balsam do ust Nuxe Reve de Miel

  • na koniec jeszcze krótka wizyta w Zielonej Mydlarni, gdzie zaopatrzyłam się w nowe woski YC

  • aaa, no i jeszcze mój ulubieniec czyli Dziki Józef! Uwielbiam!



Teraz czas na ogłoszenie wyniku mojego małego rozdania! Nagroda wędruje do:




Gratuluję i przez tydzień czekam na dane adresowe!


Copyright © 2016 Nasze Poddasze , Blogger