29.2.16

(S)Maczki w akcji! Naked Lunch & All That Glitters

(S)Maczki w akcji! Naked Lunch & All That Glitters
Nudziakowe makijaże należą do moich ulubionych i choć raczej preferuję maty na powiekach to od czasu do czasu lekki błysk też wchodzi w grę.
Ostatnio wróciłam do jednych z moich ulubionych cieni MAC, czyli Naked Lunch i All That Glitters, których połączenie mocno mi odpowiada wizualnie i całkiem nieźle podkreśla kolor mojej tęczówki.




Naked Lunch to bardzo delikatny róż z domieszką brzoskwini, zaś All That Glitters to beżowo-miedziano-złoty kolor. Jak przystało na cienie MAC nie osypują się ani trochę, są świetnie napigmentowane i fantastycznie się rozcierają. Do tego na dzień preferuję delikatną i lekko rozdymioną kreskę wykonaną kredką i makijaż oka gotowy!


To zdecydowanie jeden z moich ulubionych "zwyklaków-niezwyklaków", które sprawdzają mi się zarówno na codzień, jak i na większe wyjścia, kiedy stawiam na delikatność i rozświetlenie.

cienie: MAC Naked Lunch, MAC All That Glitters // brwi: Maybelline Color Tatto Taupe // tusk: Yves Rocher Sexy Pulp // podkład: Clarins Everlasting Foundation // puder: Marc Jacobs Beauty Perfection Powder // róż: Urban Decay Rapture // pomadka: Chanel Rouge Coco Shine 85 Secret

20.2.16

Clarins Lotus Face Treatment Oil

Clarins Lotus Face Treatment Oil
Ja i moja tłusta cera nie wyobrażałyśmy sobie pielęgnacji twarzy olejkami. Oczyma wyobraźni widziałam jak taki olejek spływa z mojej skóry, zupełnie się nie wchłania, zatyka pory, powoduje jeszcze gorsze błyszczenie i inwazję niedoskonałości... Tak było do momentu, w którym przeczytałam o cudownych niemal właściwościach olejku do twarzy z lotosem marki Clarins.


Producent rekomenduje go do cery mieszanej i tłustej, gdyż dzięki zawartości olejku z rozmarynu, geranium i lotosu ma normalizować pracę gruczołów łojowych, zmniejszać wydzielanie sebum i działać przeciwzapalnie oraz kojąco na wszelkiego rodzaju wypryski. Poza tym olejek z orzechów laskowych ma nawilżać cerę i działać przeciwzmarszczkowo. Od razu pomyślałam, że to coś dla mnie, więc nie wahałam się długo nad zakupem. Kupiłam go w marcu zeszłego roku i pomału kończę moją buteleczkę, więc stwierdzam, że mimo częstego używania to bardzo wydajny kosmetyk.


Formuła olejku jest doskonale opracowana, bo o dziwo jest on dość lekki i po wklepaniu na lekko wilgotną skórę szybko się wchłania. Ja często nakładam na niego jeszcze wieczorny krem pielęgnacyjny i wówczas na zasadzie okluzji cały olejek wnika do skóry. Na pokrycie całej twarzy wystarczają zaledwie 4 kropelki kosmetyku.
Działanie olejku przeszło moje oczekiwania, gdyż nie liczyłam na faktyczną redukcję wydzielania sebum. Tak istotnie się stało! Skóra rano jest dobrze nawilżona, jędrna i wyciszona, nie borykam się z żadnymi zaczerwienieniami ani wypryskami. Do tego w ciągu dnia zauważyłam mniejsze przetłuszczanie cery. Używając go od roku mogę stwierdzić, że sprawdza się na każdą porę dla mieszanej i tłustej cery. Ten kosmetyk nigdy mnie nie zapchał ani nie podrażnił. Myślę, że jeśli moja cera się nie zmieni na przestrzeni czasu to będę do niego regularnie wracać. Wam również polecam jeśli borykacie się z tłustą cerą, z niedoskonałościami a jednocześnie chcecie działać przeciwzmarszczkowo. Dla mnie olejek Clarins to strzał w dziesiątkę!



- cena: ok. 155 zł
- dostępność: Sephora, Douglas, Clarins.pl

16.2.16

Beauty Blender, czyli o magicznej gąbeczce słów kilka...

Beauty Blender, czyli o magicznej gąbeczce słów kilka...
Makijaż wykonuję codziennie. Bez tego nie wychodzę do pracy, a jako, że wychodzę jeszcze przed 7 rano, to mam wypracowaną swoją rutynę, dzięki której bez problemu się wyrabiam ze wszystkim. Takim makijażowym akcesorium, które pozwala mi raz, dwa nałożyć podkład i korektor okazała się być słynna gąbeczka Beauty Blender.
Przyznam, że kiedy to dziwactwo weszło na rynek byłam bardzo sceptycznie nastawiona do tego typu gadżetów i jeszcze za taką cenę! Wtedy byłam wierna pędzlom do podkładu i ani myślałam z nich zrezygnować.
A jednak nadarzyła się okazja, by kupić podróbkę oryginalnej gąbeczki, więc spróbowałam. Nie byłam zachwycona, ale efekt nawet mi się spodobał. Wówczas przejrzałam mnóstwo recenzji, które twierdziły, że oryginał bije na głowę wszelkie podróbki. No i kupiłam pierwsze jajo BB w kolorze różowym.




To był strzał w dziesiątkę! Nie wiem co ta mała gąbeczka ma w sobie, ale to faktycznie działa! Podkład wklepany BB wygląda o niebo lepiej niż nałożony pędzlem czy palcami. Efekt jest bardzo naturalny, krycie doskonałe i utrzymywanie również lepsze. Kosmetyk świetnie stapia się ze skórą i nie uzyskujemy efektu maski. Dodam jeszcze, że gąbeczką możemy nakładać oprócz podkładu jeszcze korektor, puder czy róż. Zaskakujące jest to, że gąbeczka wchłania o wiele mniej podkładu niż pędzel.


Sposób użycia:
Suchą gąbeczkę namaczamy, dobrze odciskamy z niej wodę i do dzieła! Ruchami stemplującymi nakładamy podkład i gotowe :-) Efekt świeżej i promiennej cery gwarantowany!
Do mycia gąbeczki polecam szare mydło- radzi sobie doskonale.


Obecnie posiadam nieco zużyte już jajo różowe i wersję w kolorze czarnym. Zdecydowanie bardziej polecam ciemniejszą opcję, gdyż nie odbarwia się podczas mycia. Niestety różowa zdążyła już mocno wyblaknąć.
Tak czy siak jestem absolutnie zakochana w takiej metodzie nakładania podkładu, pędzle poszły w odstawkę i wątpię, że jeszcze kiedyś do nich wrócę. Na pewno nie kupię też żadnej taniej podróbki takiej gąbeczki dlatego, że sama się przekonałam o jakości oryginału i tandecie tanich gąbek. A ze zniżką w Sephorze cena nie jest już taka straszna :-)

- cena: ok. 69 zł
- dostępność: Sephora, Minti Shop, Beautyblender.net.pl

7.2.16

Clarins Everlasting Foundation // Podkład roku 2015

Clarins Everlasting Foundation // Podkład roku 2015
Marka Clarins w ostatnim roku podbiła moje serce i z większości posiadanych kosmetyków tej marki jestem bardzo zadowolona. Dzisiaj nadrabiam zaległości i przedstawiam bliżej mojego podkładowego ulubieńca zeszłego roku, czyli Clarins Everlasting Foundation.



Producent określa go jako długotrwały i nawilżający. Wybrałam odcień nr 105 Nude, który na obecną chwilę jest już dla mnie nieco zbyt ciemny.



Kosmetyk jest zamknięty w butelce z matowego szkła, posiada pompkę i dozuje się bezproblemowo. Konsystencja podkładu jest dość kremowa, bardzo przyjemnie pracuje mi się z taką formułą. Muszę też wspomnieć o pięknym i wyrazistym zapachu tego podkładu, który mnie przypadł do gustu, ale warto jednak go obwąchać przed zakupem, by nie żałować.


Podkład sprawdza mi się bardzo dobrze, nie mam do niego żadnych zarzutów. Zarówno nakładany gąbeczką Beauty Blender, jak i pędzlami wygląda na mojej skórze nieskazitelnie przez wiele godzin. Tworzy gładką i nawilżoną powierzchnię skóry, nie wysusza, ale i nie przetłuszcza mi cery. Jego krycie określiłabym jako średnie, można je oczywiście budować. Nigdy nie miałam problemu z efektem maski po jego aplikacji, czy zapchaniem cery lub przesuszeniem.


Po jego nałożeniu zawsze pudruję twarz, więc trochę pomagam mu w wytrzymałości, bez tego pewnie spłynąłby z mojej cery jak każdy inny podkład. Także obietnice o przedłużonej trwałości radzę przyjąć z przymrużeniem oka. U mnie podkład wytrzymuje pełny dzień pracy z jedną poprawką pudrem w ciągu dnia. Być może nie jest to jeszcze mój ideał, ale z pewnością zasłużył na wyróżnienie, bo spisuje się u mnie całkiem nieźle.

- cena: 169 zł
- dostępność: Douglas

2.2.16

Styczniowe nowości // HAUL ZAKUPOWY

Styczniowe nowości // HAUL ZAKUPOWY
Witajcie po 3- tygodniowej nieobecności! Długo mnie tutaj nie było, ale ostatnio jakoś straciłam zapał do pisania, no i jak zwykle miałam sporo zajęć związanych z pracą, domem i uczelnią.
Dzisiaj przybywam do Was z podsumowaniem styczniowych nowości, których troszkę się uzbierało. Chyba już Was nie zdziwi, że kolejny raz postawiłam na nowości do szafy, aniżeli na te do toaletki. Ogłaszam wszem i wobec, że wciąż zużywam nagromadzone zapasy i w styczniu nie kupiłam ani jednego kosmetyku!
Z kolei jeśli chodzi o zakupy ubraniowe, to znowu popłynęłam i jak na jeden miesiąc przybyło mi naprawdę sporo nowych rzeczy, choć usprawiedliwiam to oczywiście wyprzedażami ;-)


Na początek zakupy w Mohito, skąd pochodzą czarna bluzka z koronką oraz różowa koszulka. W C&A wyhaczyłam piękną i dość dobrą gatunkowo koszulę oraz bordowy, ażurowy sweter. Koszuli w czarno-białą kratę szukałam już od długiego czasu i niestety nie udało mi się już znaleźć w żadnej Zarze tej, którą sobie upatrzyłam, ale ta z Sinsay też ostatecznie okazała się niezła.



Nie mogło mnie oczywiście zabraknąć w moim ulubionym sklepie Promod! Stamtąd przytargałam luźny golf, gruby sweter w szare paski, bordową i czarną koszulę oraz dwie bluzki z krótkimi rękawami. W sklepie online miałam jeszcze upatrzone dwie koszule, ale niestety przeszły mi koło nosa...



Ostatnie zakupy to kozaki za kolano, które kupiłam w sklepie internetowym Deezee. No i łup wyprzedażowy, czyli buty New Balance w świetnej cenie ze sklepu City Sport.


To wszystkie moje styczniowe zakupy. Jak już pisałam wyżej kosmetyków brak, denkowanie w trakcie, a z tegorocznych wyprzedaży jestem bardzo zadowolona.
Detoks blogowy bardzo dobrze mi zrobił. Obiecuję, że postaram się wrócić do regularnego blogowania i mam nadzieję, że zostaniecie ze mną :-)


Copyright © 2016 Nasze Poddasze , Blogger